W kolejnym odcinku Świata w trzy minuty dotykam tematu krótkofalarstwa – a konkretnie zastanowimy się, czy krótkofalówka może zastąpić telefon? Pytanie czysto hipotetyczne, bo telefony są powszechne, a krótkofalówki nie – ale czemu by nie posłuchać trochę o tym nietypowym hobby i o zasięgu fal radiowych?
Zapraszam do wysłuchania kolejnego odcinka Świata w trzy minuty.
Jak daleko z tego dolecisz? To chyba najczęstsze pytanie od odwiedzających mnie po raz pierwszy. Jest związane z przedpotopową krótkofalówką stojącą na moim biurku, która generalnie dziś się kurzy, kiedyś była jednak dość często wykorzystywana.
Odpowiedź jest dość prosta: to zależy. Czasem można dogadać się z drugą półkulą, a w tym samym momencie nie można dowołać się do oddalonej o 20km miejscowości.
Zasięg fal radiowych jest praktycznie nieograniczony. Najlepszym dowodem na to są wciąż odbierane przez nas transmisje z sondy Voyager, która obecnie jest gdzieś na granicy Układu Słonecznego. Kłopot pojawia się wtedy, gdy sygnał (słabnie z kwadratem odległości) jest już tak słaby, jak słyszalny zawsze szum radiowy. Niby coś do nas dociera, ale mamy problem z odróżnieniem tego od zakłóceń.
Ale zostawmy kosmiczne odległości – zastanówmy się, czy krótkofalówka może zastąpić telefon. Zasięg fal radiowych ma związek z kilkoma czynnikami: wysokością i kształtem anteny, mocą, częstotliwością – a nawet ze sposobem emisji.
Jeśli widzimy odbiorcę – to możemy założyć, że się z nim dogadamy. Może być konieczne podniesienie anteny, może się przydać antena kierunkowa, czyli wysyłająca i odbierająca sygnał z konkretnego kierunku, ale powinno się udać. Przykład? Z zamontowanej w samochodzie UKFki, nadając z mocą 10W, bezproblemowo doleciałem transmisją cyfrową do odbiornika zamontowanego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, znajdującej się wtedy jakieś 400km nad moją głową. Ale wracając na Ziemię: z domowej lub samochodowej UKFki możemy porozmawiać z odbiorcą położonym 30-50 km od nas, zwłaszcza jeśli jeden z rozmówców ma wysoko zamocowaną antenę. Gorzej jest z radiami ręcznymi, tu bezpośredni zasięg spada do paru kilometrów.
Ograniczenia fizyczne można obejść: krótkofalowcy budują tzw. przemienniki, wysoko zamocowane zestawy nadawczo-odbiorcze, które przekazują nasz sygnał dalej. Dzięki temu nasz słaby sygnał nadawany gdzieś spomiędzy bloków jest wzmacniany i przekazywany dalej z anteny zamocowanej np. na kominie pobliskiej elektrowni.
To dotyczy częstotliwości 144 i 440 MHz. Ale krótkofalowcy korzystają też z pasm umożliwiających komunikację na dłuższym dystansie. Fale krótkie – o częstotliwości 3 do 30MHz – wymagają sporych anten, są podatne na zakłócenia (szumi!), ale przy niewielkim wysiłku możemy pogadać z Australią. Jeśli, oczywiście, są odpowiednie ku temu warunki. Fala radiowa z takiej krótkofalówki trafia do anteny odbiorcy na dwa sposoby: bezpośrednio (tu mamy zasięg do kilkudziesięciu kilometrów) i przez odbicie od jonosfery – czyli warstwy, która znajduje się 50km nad naszymi głowami. Jonosfera ma tę ciekawą cechę, że odbijają się od niej fale radiowe, dzięki czemu może nas usłyszeć odbiorca gdzieś hen – daleko. W efekcie może się zdarzyć tak, że porozmawiamy z Chorwatem, z Niemcem, z Rosjaninem – ale nie pogadamy z kolegą z Katowic, bo niestety leży już poza granicą łączności bezpośredniej. Fale o różnych częstotliwościach rozchodzą się w różny sposób o różnych porach dnia i roku – więc do Katowic możemy spróbować się dowołać w nieco inny sposób, ale generalnie tu już jest trudniej ze stabilną łącznością. No, chyba że któryś z rozmówców ma wysoko umieszczone anteny 🙂
Wspomniałem, że zasięg zależy od anteny, częstotliwości i mocy, oraz sposobem nadawania. Krótkofalarstwo kojarzy się najczęściej się z alfabetem Morse’a: “… .– .. .- – .– – .-. –.. -.– — .. -. ..- – -.–“ I rzeczywiście – ta metoda transmisji pozwala na dogadanie się z odbiorcą nawet wtedy, gdy nie porozmawiamy już za pomocą mikrofonu. Typowa prędkość “morskiej rozmowy” to 20-25 słów na minutę, czyli nie za dużo.
W ostatnich latach opracowano sporo sposobów transmisji cyfrowej. Niezbędny staje się komputer, zaś sama rozmowa niewiele różni się od internetowego czatu – za to ten sposób transmisji jest równie dobry do dalekich łączności, jak Morse. Generalnie: tam, gdzie mikrofon zawodzi ze względu na zbyt duże zakłócenia, Morse i transmisja cyfrowa mogą jeszcze dać radę.
Do posłuchania krótkofalowców nie potrzebujemy krótkofalówki – dzięki internetowym odbiornikom radiowym (słowo kluczowe: websdr) możemy podłączyć się pod odbiorniki rozsiane po całym świecie i posłuchać, co się dzieje na pasmach. A jeśli Was to zainteresuje, to w ciągu miesiąca-dwóch możecie zdać egzaminy i otrzymać uprawnienia krótkofalarskie. Konieczne jest ukończenie 15. roku życia – młodsi krótkofalowcy mogą korzystać z radiostacji w klubach krótkofalarskich, których jeszcze trochę w Polsce zostało. A co może być istotne – by dostać licencję, nie trzeba znać Morse’a.
Podsumowując: krótkofalówka nie do końca zastąpi nam telefon. Jest fajną odskocznią od pracy – są osoby “kolekcjonujące” łączności z wszystkimi państwami świata albo gminami Polski – działa też wtedy, gdy zawodzą inne środki łączności (w przypadku klęsk żywiołowych). Przez radio pogadamy na małe i wielkie odległości, ale nie zawsze dowołamy się do regionu, w którym mieszka nasz rozmówca. Czyli: hobby tak, telefon nie.
Swoją drogą, czy pamiętacie, że jednym z największych osiągnięć naukowych 2015 roku było przejście sondy New Horizon w pobliżu Plutona? Zbliżenie miało miejsce w połowie ubiegłego roku, jednak dane będą do nas przesyłane jeszcze przez prawie cały 2016 rok. Dane zebrane przez sondę trafiają są do nas z prędkością 2kbps. Przesłanie zawartości jednej płyt CD w tym tempie zajęłoby ciut ponad miesiąc. Czy wciąż narzekacie na prędkość swojego internetu?
Zachęcam do subskrypcji podkastu za pośrednictwem iTunes lub RSS (odnośniki poniżej). Jeśli uważasz, że warto, zostaw też parę dobrych słów w recenzji na iTunes i podeślij informację o podkaście znajomym. Dzięki!