W czasach drugiej wojny światowej to było prostsze – radiostacja pod łóżkiem teściowej albo list w paczce Czerwonego Krzyża, i wiadomość miała szansę dotrzeć do odległego adresata. Co jednak zrobić, gdy nie wiemy, gdzie jest adresat?
O tym, jak przekazano wiadomość uwięzionym żołnierzom 81. odcinek Świata w trzy minuty.
Wiadomość zwykle ma nadawcę i odbiorcę. Odbiorca może być określony – jak w przypadku rachunku za telefon – albo zdefiniowany bardzo ogólnie – jak w przypadku audycji radiowej. Jak jednak przekazać wiadomość, jeśli odbiorca nie ma dostępu do internetu, a chcemy mu przekazać – dajmy na to – najświeższe wiadomości i film wyśmiewający dyktatora państwa, w którym mieszka?
I znów – podczas drugiej wojny światowej, wysyłano samolot zrzucający ulotki. W czasach Zimnej Wojny, na dachu zachodnioniemieckiego koncernu Axel Springer postawiono potężny ekran, na którym prezentowano informacje widoczne z terenu Berlina Wschodniego. Żeby go zasłonić, Niemcy ze wschodu wybudowali ciąg budynków na Leipziger Strasse, bez balkonów od strony Berlina Zachodniego.
W naszych czasach problemem bywają raczej jakość i nadmiar niż brak informacji – choć w dalszym ciągu są rejony odcięte od wiedzy o otaczającym je świecie. Jednym z takich miejsc jest Korea Północna, gdzie nadal zagłusza się obce stacje radiowe, zaś do ograniczonego internetu ma dostęp zaledwie garstka z elity oraz ich specjaliści od internetowych włamań.
By dotrzeć do mieszkańców Korei Północnej, z pobliskiej Korei Południowej co jakiś czas wysyłane są tysiące balonów z przymocowanymi ulotkami, pendrajwami i płytami dvd. Zawierają informacje o tym, co się dzieje na świecie, o tym, co według naszej wiedzy dzieje się w Korei Północnej oraz – kilka lat temu – komedię wyśmiewającą Kim Dzong Una.
Czasem jednak musimy dotrzeć ze swoim przekazem do bardzo specyficznej grupy odbiorców, o których nie wiemy, gdzie są. Na przykład – jeńców przetrzymywanych gdzieś w kolumbijskiej dżungli.
W 2016 roku w Kolumbii zakończyła się trwająca przez 52 lata wojna domowa. W czasie konfliktu, porywano i przetrzymywano – zwykle dla okupu – tysiące osób. Niektórzy odzyskiwali wolność nawet po 18 latach. Jak przekazać uwięzionym, o których nawet nie wiadomo gdzie są, informację że świat o nich nie zapomniał?
Rozwiązaniem okazała się piosenka. Piosenka skomponowana tak, by wpadała w ucho – a następnie na czołowe miejsca lokalnych list przebojów. No ale trudno wymagać, by popularność wśród partyzantów zdobył utwór, którego treść będzie umacniać zakładników. Rozwiązaniem okazał się kod Morse’a – w rytmie piosenki znalazł się zakodowany przekaz “uratowaliśmy 19 osób, będziesz kolejny, nie trać nadziei”. Brzmiało to tak:
Utwór był nadawany przez 130 lokalnych stacji radiowych. Wysłuchało go 3 miliony osób. Trafił do zakładników, z których niejeden zrozumiał z niej, że armia jest w pobliżu i mogą próbować uciekać. Innym dał nadzieję na rychłą wolność.
Operacja została odtajniona w 2011 roku, pomysłodawca idei dostał nawet Złotego Lwa na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes.
Źródła:
- We Hacked North Korea With Balloons and USB Drives
- Peter Schneider, Berlin Wall: The City after the Wall, wyd.1 (2014), s. 100
- THE CODE: A declassified and unbelievable hostage rescue story